Karat

Karat był prezentem dla naszego dziadka.
Ale pies spędzał dużo czasu z nami. Karat rósł z Kasią. Jak urodził się Maciek, Karat był już "dorosłym", dużym psem. Już nie myślał o ucieczkach, samowolnych spacerach czy szaleństwach :) I "nigdy" nam nie uciekł przed wyjazdem i "nigdy", po kilku dniach, nie musieliśmy po niego wracać :) 
Wiele, różnych wspomnień jest o Karacie.
Będąc na działce, szliśmy spać, pies był na działce. Rano budziło nas szczekanie psa, stojącego przy furtce, ale za działką. Uwielbiał uciekać pod płotem, ale wracać już tak nie potrafił, zawsze rano był za płotem :)
Karat nie lubił pływać w wodzie. Ale uwielbiał pływać pontonem czy żaglówką.

W ostatnie wakacje jakie z nami spędził, szykowaliśmy Ulka do wodowania, pies cały czas pilnował łódki. Tata stwierdził, że nie weźmiemy psa na łódkę, bo źle się pies czuje itd. Ale jak tylko ruszyliśmy w stronę wody, Karat wstał (ledwo wstawał, słabo chodził) i ruszył z nami. Wypłynęliśmy wszyscy.
Żył 17 lat. Był wspaniałym psem :)

Chyba podobny jest do ogara polskiego? :)
Karat miał wiele swoich szaleństw.
Ale ja go bardziej pamiętam jako stonowanego, zrównoważonego psa. W czasie jego największych szaleństw byłam mała i niewiele pamiętam :)
Po śmierci Karata, odczekaliśmy pół roku i po wakacjach pojechaliśmy kupić Topaza.